Koniec z tym gównem. Po latach zamiatania pod dywan trudnych do zrozumienia miejskich decyzji Wrocławianie postanowili zaprotestować. Lawinę zapoczątkowała katastrofalna w skutkach przebudowa Zaułku Solnego. Dawną, nieco romantyczną w formie bramę zamieniła nowa jakość. Smutnoszare przejście z tendencyjnie rozświetlonym napisem stało się obiektem niewybrednych żartów. Pojawiły się niezliczone anegdoty na temat zmiany. Niestety realizacja na większość opinii uczciwie zasłużyła. Spontaniczna akcja „Zapal znicz pod zakładem pogrzebowym” zjednoczyła internautów w walce o przestrzeń miejską zamkniętą ulicami Psie Budy, Szajnochy i placem Solnym. Odpowiedz magistratu była natychmiastowa. Dyżury pracowników dbających o czystość miasta. Każdy nowo zapalony znicz musi zniknąć. Najlepiej natychmiast. Nie można naigrywać się z władzy i jej decyzji, szczególnie na kilka dni przed rozpoczęciem święta ESK 2016. Magistrat nie wie, że Wrocławianom właśnie o decyzyjność chodzi. Upominający się o chwilę uwagi mieszkańcy Wrocławia obserwując zachodzące zmiany stracili cierpliwość. „Wrocław zasługuje na zrewitalizowany ratusz” jest kolejną aktywnością prześmiewczo punktującą rajców miejskich. Internauci komentują:
– „Właściwie skoro Zaułek Solny z tajemniczego zmieniono na betonowy, dlaczego ratusza nie otynkować na gładko? Znamy już z historii takie przykłady. Można by wtedy bez przeszkód powiesić reklamy modnych marek odzieżowych obok zegara lub świetlisty neon jednego z dyskontów. Podobnie jak to zrobiono w Kameleonie.”
Oczywiście zgodnie ze starą zasadą, że „sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą” całą odpowiedzialność skumulowano na miejskiej konserwator zabytków Katarzynie Hawrylak – Brzezowskiej. Wyraziła przecież zgodę na delikatny lifting bramy do Rynku i broniła swojej decyzji.
Konserwator choć niezwykle istotnym, jest jedynie elementem układanki której na imię Wrocław, a ojców porażki jest więcej. I chociaż rzeczywiście Katarzyna Hawrylak – Brzezowska grzechów popełnionych przeciw miastu ma bardzo wiele, nie różni się specjalnie od innych konserwatorów i miejskich urbanistów. Współwinę ponoszą także kolejni prezydenci miasta i zmieniający się radni. W końcu winni są także Wrocławianie, szczególnie ci którzy w komforcie własnych problemów przez całe lata kartami wrzucanymi do urn dawali mandat na samowolkę samorządowców.
Przewinień miejskiej konserwator zabytków jest więcej niż palców w obu dłoniach. Pamiętamy zabytki które cudownie przestawały nimi być. Znikające z planu Wrocławia budynki dawnego Breslau, jak choćby wpisane do rejestru zabytków kamienice przy wybrzeżu Wyspiańskiego. W ich miejscu inwestor powiązany z bratem Hawrylak – Brzezowskiej rozpoczął budowę nowych apartamentowców. Po tym jak sprawa stała się medialnie istotna, prezydent oficjalnie przyznał że był to błąd, i że nigdy się to nie powtórzy. Był rok 2009.
Znane są inwestycje powstałe na cmentarzyskach historii. Jednym z wielu przykładów jest Magnolia stojąca w miejscu wspaniałej zabudowy industrialnej dawnej rzeźni miejskiej. Wyburzona za zgodą prezydenta Zdrojewskiego – tego samego którego upamiętnia fontanna w Rynku. „Zdrój” stoi dokładnie w miejscu nigdy nie zrekonstruowanej Starej Wagi budowli która mogłaby upamiętniać tradycje kupieckie i być wspaniałą atrakcją turystyczną. Innym niechlubnym przykładem jest osiedle Promenady Wrocławskie grzebiące dawny Zakład Naprawy Taboru Kolejowego przy ul. Rychtalskiej z zabytkowymi halami fabrycznymi. Trudny do odnalezienia w regionie podobny kompleks był bardzo przemyślaną siecią wzajemnych połączeń z Dworcem Nadodrze i Portem Miejskim. Znane są też zmiany zauważalne tylko przez lupę. Jedną z nich była zgoda na wyburzenie zabytkowego domu przy ulicy Grottgera 22. Miejsce objęte ochroną prawną zajęła prywatna posesja skrywającego się za betonowym murem właściciela. Podobnie było z dawną wozownią przy ulicy Orlej, obiektem rzadszym niż czarna perła. Tuż po wyburzeniu w sierpniu 2015 r. Marek Karabon z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia emocjonalnie komentował zdarzenie:
– „To skandal. Wozownia ledwo trafiła do ewidencji wojewódzkiego konserwatora zabytków, a w środę zaczęto ją wyburzać. Gdyby została zdemontowana, można by było ją odtworzyć w innym miejscu. Ją po prostu bezczelnie zniszczono”
Podobnych katastrofalnych w skutkach decyzji można wskazać bardzo wiele. W miejscu „domu ogrodnika” na Kozanowie z początku wieku stoi obecnie Biedronka. Blisko przystanków, kościoła i wielkiego osiedla. To Wystarczyło. Podobny los może spotkać dawny elewator zbożowy w Porcie Miejskim na którego wyburzenie – zgodnie z informacją uzyskaną od obecnego właściciela, Hawryluk – Brzezowska już wyraziła zgodę.
Lekkie pióro do podpisywania zgody na usuwanie zabytków ciężko dotknęło system fortyfikacji miejskich. Pomimo protestów grup i stowarzyszeń jak choćby Stowarzyszenia Fortyfikacji Miejskich, na zawsze zniknął fort piechoty nr 5 przy ulicy Redyckiej, fort piechoty 15b z ulicy Czekoladowej, schron nr 9 stojący przy ul. Kleczkowskiej. Zniknęły także schron piechoty nr 10a, schron piechoty nr 13, fort piechoty nr 17.
„W 1993 mieliśmy we Wrocławiu jeden z lepiej zachowanych, i mniej zdekompletowanych zespołów fortyfikacyjnych w kraju. Kraju o bardzo szczególnej historii, gdzie można oglądać praktycznie wszystkie europejskie rozwiązania w dziedzinie umocnień na przestrzeni ostatnich dwóch wieków – to cenny zasób…”
Komentuje działania miasta Stanisław Kolouszek, prezes stowarzyszenia który sam zarabiając miesięcznie jedynie 1200 zł netto wysupłał w tym roku 1300 zł na ratowanie zabytkowych fortyfikacji.
Wszyscy Wrocławianie słyszeli o głośnej detonacji elewatora zbożowego Młyna Sułkowice wpisanego do rejestru zabytków. Nieliczni zauważyli brak dawnego kina Cukrownik przy alei Poprzecznej. Nikt oprócz garstki pasjonatów historii Wrocławia nie zapłakał po XIX wiecznym budynku Straży Pożarnej przy ul. Litomskiej. Tej samej, która jako nieliczna przetrwała oblężenie Festung Breslau na zrujnowanym Szczepinie. W miejscu straży stoi obecnie kolejny blok mieszkalny. Nie sposób zignorować faktu, że zabudowania dawnego targu spożywczego przy ul. Tęczowej – perełki postindustrialnej architektury właśnie legły w gruzach. Zabudowania ul Tęczowej wraz z olbrzymią pętlą tramwaju przemysłowego znaczyły wiele i dla Breslau i dla Wrocławia. Przegrały z konserwatorem i potrzebą inwestycji. W krucjatę przeciwko wszystkiemu co stare i niefunkcjonalne zaangażowała się także kolej. Mosty poznańskie pomiędzy Popowicami i Osobowicami występują tylko na archiwalnych fotografiach. Ocalały pożogę wojenną żeliwny wiadukt który cieszył oczy i napawał dumą ulicę Grabiszyńską – tak dotkliwie dotkniętą działaniami wojennymi został pocięty i sprzedany w skupie złomu w tym roku. Jego miejsce zajęła niebiesko – żółta pstrokacizna.
Nonszalancja zmiany jakościowej w myśleniu urzędników jest paliwem dzięki któremu Wrocław zamienia się we Wroclove w atomowym tempie. Staje się efemerydą skrojoną zgodnie z oczekiwaniami rynku.
Dobry wieczór w mieście biurowców ze szkła i stali. Witamy w eldorado właścicieli dyskontów i galerii handlowych. Tworzymy alternatywne dla Rynku miejskie przestrzenie. Wroclove to nieusuwalna awaria zielonego światła dla wszelkich inwestorów i banków otrzymujących w prezencie specjalne strefy ekonomiczne w Rynku.
Pomimo sprzeciwów miejskich zapaleńców wciąż realizowane są kuriozalne pomysły. Przykładem jest inwestycja na terenie dworca PKS przy ul. Suchej. Zignorowana została pomoc oferowana przez Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia. Stworzyli oni projekt zabudowy nawiązujący do miejskiej architektury. Mogło być podobnie jak w centrum Legnicy gdzie Galeria Piastów znajdująca się nieopodal Rynku wpisała się w układ ulic i wysokość budynków. Niestety we Wrocławiu wybudowana zostanie kolejna kusząca neonowym blaskiem, alternatywa dla dawnych deptaków. Zamknięta ogromnym dachem, z autobusami schowanymi pod ziemią nowa galeria będzie kolejnym magnesem odciągającym od realnych problemów miasta. Niestety zgody na nowe inwestycje idą w parze z usychającymi dawnymi arteriami tworzącymi jeszcze 20 lat temu krwioobieg miasta. Ul. Piłsudskiego stająca się zagłębiem pustych lokali i czynszówek remontowanych dla nowych właścicieli umiera. Ulica Świdnicka która oprócz wspaniałej historii ma potężny deficyt uwagi przechodniów od lat przegrywa z galeriami. Likwidacja przejścia podziemnego nabrała znaczenia symbolicznego. Zakopany został kultowy „Broadway” w którym spotykali się wszyscy kontrkulturowcy począwszy od hippisów lat 70-tych, poprzez Pomarańczowę Alternatywę Majora Frydrycha, punków spod Barbary, miłośników desek w koszulkach RUN DMC, wszelkiej maści grajków. Na schodach przejścia przesiadywał Jasiu Pawie Oczko postać legendarna dla Wrocławia. Poza znaczeniem symbolicznym przejście było też świetnym pomysłem komunikacyjnym, szlakiem miejskich podróży Rafała Wojaczka. Aby odczuć jego brak wystarczy w godzinach szczytu przejść przez skrzyżowanie z Kazimierza Wielkiego.
Wrocław nie ma długoletniej wizji wypracowanej wspólnie z mieszkańcami. Daleko szukać tu urbanistów i miejskich architektów podobnych do Maxa Berga i Richarda Plüdemmanna. Fanaberie architektoniczne których stajemy się obserwatorami mają u nas siedemdziesięcioletnią tradycję. Odbudowa zachodnich i południowych dzielnic w poprzek istniejącego układu ulic była normą. Zupełne tak jak gdyby potrzeba udowodnienia pomysłowości stała ponad logiką. Wbrew kompozycji i założeniu urbanistycznemu. Ul. Legnicka i kolosy stojące między pl Solidarności i ul Zachodnią, osiedle Szczepin, okolice ulicy Komandorskiej i Ślężnej, ul. Powstańców Śląskich. Bubli nie do naprawienia jest w mieście więcej. Chaotyczne dobudówki, zmiany stolarki okiennej w przemyślanych modernistycznych projektach na Książu, Sępolnie i Biskupinie, zaniedbane osiedle WuWa itd. Aby zrozumieć jakie możliwości stały i stoją przed Wrocławiem wystarczy pojechać do Drezna. Trzeba to zrobić, aby przekonać się czym jest odbudowa i renowacja zabytków których po prostu nie było. W stosunku do najbardziej zbombardowanego niemieckiego miasta, Wrocław wydaje się być szczęściarzem. Pomimo zniszczeń z okresu II Wojny Światowej sporo z zabytków ocalało. Wiele też udało się podnieść z gruzów w pierwszych latach powojennych. Aż się prosi żeby odbudować dawny pałac Hatzfeldów przy ul. Wita Stwosza. Nie jest to pomysł nowy. Plan Rady Miejskiej z marca 2007 r. zakładał odbudowę budynku, jednak… zabrakło funduszy . Brakuje drugiego skrzydła pałacu królewskiego przy pl. Wolności. Powstać z martwych powinny nieistniejące kamienice przy Kazimierza Wielkiego. Na odbudowę czeka Muzeum Śląskie na placu Muzealnym oraz zabudowa dawnego placu Królewskiego. Trudno uwierzyć że nie wykorzystaliśmy szansy odtworzenia fontanny Neptuna na pl. Nowy Targ. W ramach remontu jednego z trzech historycznych rynków i budowy najdroższego miejskiego parkingu natrafiono na elementy „Józka z widłami”. Bogato zachowana dokumentacja z łatwością umożliwiłaby odrestaurować fontannę. Neptun dla Wrocławia był niesłychanie ważny, podobnie jak dla Świdnicy i Gdańska. Symbolicznie wskazywał i potwierdzał obecność Breslau wśród miast związanych z Hanzą.
Marzenia we Wrocławiu się nie spełniają. Jeśli nie stoi za nimi potężny kapitał i prywatny interes. Nie można liczyć, że optyka widzenia miasta szybko się zmieni. Przede wszystkim jednak nie można pozwolić na rujnowanie tego co zostało. Wciąż zagrożone są kamienice przy ul. Puławskiego o które toczy się spór, dla konserwatora nie przedstawiają one wartości historycznej…
Zmiany proponowane przez magistrat oprócz kolejnych wyburzeń, stawiania nowych świątyń konsupcji i stadionu na który nas nie stać, obejmuje także tzw. rewitalizację. Rozpoczęto od Przedmieścia Odrzańskiego. Nadodrze najwyraźniej miało się stać kopią berlińskiego Kreuzbergu. Liczne knajpki, artyści i rzemieślnicy. Podobnie jak w Berlinie zapomniano jednak o najsłabszych. Zmiana zaszła błyskawicznie, wraz z tym jak kolejne elewacje zaczęły przyciągać wzrok świeżą farbą. Dosłownie chwilę po tym jak nowe modne knajpki powstały w podwórkach ul Rydygiera i Jedności, czynsze mieszkań komunalnych poszły w górę. Tak samo jak w Berlinie.
Strategia zakładająca podwyżki czynszów odnowionych kamienic, systemową kontrolę monitoringiem zainstalowanemu na każdym rogu, wysoki koszt życia, sprzedaż kamienic wraz z lokatorami i zaproszenie skierowane tylko do tych, których stać na wysoki standard określane jest jako gentryfikacja. Jest to choroba społeczna trawiąca tkankę miejską. Wprowadza nierówności klasowe. Idzie krok w krok z rozbiciem więzi społecznych i tworzeniem podziałów na lepszych – bogatych i gorszych – biednych.
Jakkolwiek nie popatrzymy na Wrocław odymiony zniczami w Zaułku Solnym, problemem nie jest miejski konserwator. Zagrożeniem jest system w którym władza nie słucha opinii mieszkańców. Z pewnością nie tak łatwo będzie zrezygnować ze stanowiska Katarzynie Hawrylak – Brzezowskiej która zgodnie z zeznaniem za 2014 r. oprócz imponującej emerytury przekraczającej 6500,00zł miesięcznie z kasy miejskiej pobiera ponad 13,000 zł. Sprawa jest zbyt poważna i nie dotyczy zwykłej hucpy. Nikt nie oczekuje kolejnych igrzysk nienawiści i wywożenia na taczce miejskiego konserwatora zabytków. Oczekiwanie dotyczy debaty po której głosy mieszkańców zostaną wysłuchane i ujęte w strategii działania. Potrzeba jest stworzenia modelu horyzontalnego w podejmowaniu decyzji. Szczególnie długoletnich które powinny być korzystne dla wszystkich, nie tylko dla wąskiego grona beneficjentów. Najwyraźniej mieszkańcy nie chcą być już tylko obserwatorami. Sam Wrocław potrzebuje szacunku i zrozumienia. Multikulturowa historia miasta zapisana min. w architekturze musi przetrwać a miasto nie może zapomnieć o swoich mieszkańcach, kimkolwiek są.
t.asz
Tak, ale problemem jest niemiecka przeszłość Wrocławia/Breslau. Architekci i urbaniści zostali postawieni przed faktem, czy odbudowywywać tkankę niemieckiego Wrocławia, czy wmodelować w nią raczkujący polski potencjał. Niestety „plomby”, aczkolwiek dziwaczne, stały się problemem wizerunku miasta, czego przykładem jest Solpol, budynek, nad którym wisi widmo rozbiórki… Warszawa nie ma tego problemu, gdyż stała się miastem polskim, naszą stolicą, natomiast rozbudowa wrocławia w duchu niemieckim byłaby sprzeczna z wizją Polski. Dlatego kamienice odchodza w niepamięć, a buduje się w ich miejsce, bądź co bądź, szpetne budynki mieszkalne. Fajnie jakby odbudować tkankę miejską w około Rynku, a dalsze dzielnice modernizować…tylko jak ? Niestety sławetna już brama z Zaułka Solnego jest przykładem degradacji walorów miasta, które powolutku traci ducha do jakiego przywykliśmy, a który nadawał klimat miastu, trochę mrocznego, tajemniczego, choć pięknego. Wrocław stoi u probu przemiany na miasto biznesowe, budowane będą nowe wieżowce, przebudowywane Pl. Dominikański i Jana Pawła, Społeczny?, Orląt Lwowskich, miasto dostanie high-life i centrum na przykładzie miast zachodnich. Jest to postęp, tylko szkoda, że nie można pilnować architektów przebudowujących miasto. Fajnie jakby Urząd Miejski dał nam głos do debaty, być może jakąś stronę z planami inwestycyjnymi, gdzie można by oddać swój głos w tej sprawie, być może i głos rozsądku…
Brama Zaułkowa akurat była w 100% polska i jednak ją zniszczono.. ze stylu romantyzująco-historycznego postawiono na brutalny pseudomodernizm. Hmm… Nawet w latach 70-tych mieli większe wyczucie…
Poprawcie błędy to będzie ok. „PułaWskiego”!!!
„wrocławianie” małą literą, podwójne nazwiska z łącznikiem bez spacji; poza tym świetny tekst, niestety sama prawda
Ale w rynku palimy kukle ZYDA, to takie „nasze”….
Przu ulicy Pułaskiego raczej – generał tak miał na nazwisko, a nie Puławskiego. W artykule który nawiązuje do hostorii nie powinien się znaleźć taki błąd.
„Lawinę zapoczątkowała katastrofalna w skutkach przebudowa Zaułku Solnego.” – Lawinę CZEGO zapoczątkowała przebudowa… sprzed 2 miesięcy?
O co chodzi z budynkiem na Grottgera 22 – skoro stoi tam normalny budynek i nie wygląda na nowy? http://dolny-slask.org.pl/712183,foto.html?idEntity=529326
Zgadzam się, że niektóre zmiany, w tym „rewitalizacja” zaułku są głupie i absurdalne. Jednak trzeba pamiętać, ze na utrzymanie budynków trzeba łożyć. Niestety, tak działa ekonomia. Podobnie było z mostem kolejowym na Grabiszyńskiej, który groził zawaleniem. Wtedy byłoby szczekanie, ile to ludzi zginęło, bo miasto nie chciało wyrzucić pordzewiałej konstrukcji i zafundować mieszkańcom nowej. Przykro mi, ale nie wszystko może być „jak za Niemca”. Mamy XXI wiek. Zmiany są potrzebne.
Przejście na Świdnickiej już dawno przestało być kultowe, jak ktoś gloryfikuje punkowe moczymordy, zaczepiające o każdej porze dnia i nocy by za swoje rzępolenie (bo żadna to muzyka i żaden folklor miejski) to niech się zdrowo popuka w czoło. A Jasiu Pawie Oczko od 20 lat nie żyje. Miasto żyje i się zmienia, to jest naturalna kolej rzeczy, rzystosowuje się do obecnych mieszkańców.
Jak za dawnych czasów, wszystkich zarządzający w tak „udany” sposób miastem należałoby wywieźć na taczkach i zrzucić w te gruzy, które po sobie zostawili. Ale że większość Wrocławiaków nie widzi dalej od czubka swojego nosa, to szybko nam się to nie zmieni. I, czyżby powstał nowy, fajnie zmoderowany wulgaryzm „wrocław się!” 😉 To ukłon nie w stronę autora trafnego tekstu, a Prezydenta od szemranych wypadków drogowych.
Generalnie fajnie, ujętych wiele absurdów, złych decyzji, etc (choć z przejściem świdnickim się nie zgadzam, ba, nawet opinia tu się pojawiająca zbytnio nie koresponduje z żądaniem przywrócenia kamienic na Kazimierza Wielkiego 😉 ), aczkolwiek przydałaby się korekta 🙂 Brak przecinków razi, czasem złe litery są użyte (raz Hawrylak jest Hawryluk 😉 ), no i na NT to Jurek z widłami stał, nie Józek 😉
Pozdrawiam 🙂