Krytyka Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego

                  W latach dwutysięcznych w polskich miastach zaczęła pojawiać się moda na tworzenie budżetów obywatelskich. Pierwszym miejscem, które wprowadziło ten rodzaj polityki była gmina Zabierzów, pod Krakowem. W roku 1996 Rada Gminy wydzieliła fundusze z budżetu gminy, którymi dysponować miały rady  sołeckie i komitety społeczne (1 do 2% budżetu gminy). Wkrótce w jej ślady poszły kolejne miasta: Sopot w 2011 r.  Elbląg, Poznań, Zielona Góra w 2012, a potem wiele dużych miast z Warszawą na czele. W roku 2013 został wprowadzony we Wrocławiu. W dyskusjach prowadzonych przez środowiska wolnościowe, temat ten był i jest nadal bardzo kontrowersyjny. Jedne osoby uważają, że jest to sposobność popularyzacji zaangażowania politycznego wśród szerszych kręgów mieszkańców, do których np. ruch anarchistyczny nigdy by nie dotarł, inni natomiast widzą zagrożenie w postaci zasłony dymnej, która poprzez pozorne działania zagospodaruje potrzebę ludzi do samostanowienia i załagodzi ich żądania.
Obie strony mają dużo racji, a to co w Polsce zaczęło się tworzyć daje duże nadzieje optymistom i wiele zmartwienia realistom.
Rozmyślając o tym, czym jest i jak powinien funkcjonować budżet partycypacyjny z punktu widzenia anarchistki, pojawia się potrzeba krytyki tego, czym budżet ten jest we Wrocławiu: parodią demokracji uczestniczącej.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest samo utworzenie Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego, który został wprowadzony zupełnie odgórnie, bez żadnych konsultacji ani rozmów z samymi zainteresowanymi czyli mieszkańcami. Czyżby Rada Miasta sama chciała sobie odebrać część uprawnień czy po prostu podążyła za modą, tworząc piękny PRowy obraz nowoczesnego, demokratycznego miasta?
Jednak kwestia powstania budżetu, jest drugorzędna: skoro już powstał, to można go wykorzystać do powolnego wprowadzania praktyk samorządności na kolejnych obszarach życia społecznego.
Bardziej cynicznym aspektem, niż samo powstanie WBO, jest wysokość kwoty, jaką miasto zaoferowało swoim mieszkańcom do podziału: w pierwszym roku były to 3 mln złotych! W tym samym roku wydatki miasta wyniosły 3,5 mld! Dla porównania, także w tym roku, w maju Klub Sportowy WKS Śląsk pożyczył od Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji 4 mln złotych, a rok później miasto dofinansowało klub sportowy wysokością 16 mln zł1. Po fali krytyki miasto podniosło sumę budżetu obywatelskiego do 20 mln w 2014, i 25 mln w 2017 roku. Bieżący rok jest bardzo ciekawy w kontekście igrzysk sportowych, które odbędą się w lipcu. Miasto zapłaci prawie 15 mln zł za transmisję zawodów, a całość kosztów organizacyjnych szacowana jest na ok 300 mln. Chciałoby się zawołać stare hasło: CHLEBA ZAMIAST IGRZYSK! Urzędnicy i osoby zaangażowane w WBO narzekają na małą frekwencję podczas głosowań i niskie zainteresowanie opinii publicznej tym tematem. Jeżeli urzędnicy chcą, aby mieszkańcy zaczęli poważnie traktować WBO, niech zaczną poważnie traktować mieszkańców, dając im narzędzia do prawdziwej samorządności, a nie sposobność wybudowania skwerku czy boiska szkolnego (ciekawostka: koszt wybudowania „Orlika” zaczyna się od 1 mln zł, czyli cały budżet obywatelski w tym roku wystarczy na wybudowanie 25 boisk). Co ciekawe większość, jeśli nie wszystkie projekty obywatelskie w Polsce dotyczą infrastruktury, nie służby zdrowia, opieki społecznej, edukacji czy innych, zdawałoby się najważniejszych aspektów życia. Nie wiem czy wynika to z zapisów w regulaminach, czy raczej z wysokości kwot do rozporządzenia. Tu znowu mogę podać przykład dla porównania: w brazylijskim mieście Porto Alegre przez 10 lat istnienia budżetu partycypacyjnego dostęp do sieci kanalizacyjnej wzrósł z 46% do 83%, a liczba dzieci objętych systemem edukacji wzrosła do 100% (liczba szkół publicznych wzrosła 3 krotnie). W mieście Belo Horizonte w Brazylii mieszkańcy decydują o 50% budżetu inwestycyjnego, a w Porto Alegre (1,4 mln mieszkańców) budżet partycypacyjny wprowadzono pod naciskiem mieszkańców w 1990 roku, i obejmował on 100% funduszy inwestycyjnych miasta.
Na świecie, w miastach czy dzielnicach, gdzie istnieje ustrój demokracji uczestniczącej, budżet partycypacyjny jest głównym elementem tego typu „rządów ludu”.  Jednak nasz, polski budżet działa na zasadach demokracji bezpośredniej, która została bardzo trafnie skrytykowana przez Rafała Górskiego w książce „Bez Państwa. Demokracja uczestnicząca w działaniu”. W pracy tej Górski opisuje demokrację bezpośrednią jako „bezwzględne i dosłowne rządy większości, która zgarnia wszystko, podczas gdy mniejszość wszystko traci2„. Tak więc sama zasada działania tego typu „ustroju” powoduje ogromne nierówności, co myślę zostało już zauważone przez podmioty, które po 3 latach istnienia WBO przestały się nim zupełnie interesować, ponieważ z góry są skazane na porażkę. Wyobraźmy sobie grupę seniorów, którzy potrzebują i mają chęć ulepszenia infrastruktury drogowej na swoim osiedlu (ławki, równe chodniki, aby się nie potknąć, częstsze przystanki komunikacji miejskiej) i zgłaszają projekt, gdy na tym samym osiedlu projekt zgłasza szkoła o nowe, jeszcze lepsze i większe boisko sportowe. Seniorzy, z których znaczny procent nie jest w stanie w ogóle zagłosować (wykluczenie technologiczne i społeczne) nie zbiorą nigdy  tylu głosów co szkoła, która ma setki uczniów, i nauczycieli, rodziców, kolegów i znajomych. A istnieją bardziej mniejszościowe społeczności, jak np. Rumuńscy Romowie, bezdomni, długotrwale bezrobotni, niepełnosprawni itp, którzy zostają zupełnie wyłączeni z partycypowania w tej nowej formie rządu.
 
Tak więc, patrząc na niewielkie fundusze „oddane” społeczeństwu, sposób podejmowania decyzji poprzez głosowanie i projekty, jakie są wysyłane do realizacji, nasz budżet partycypacyjny bardziej przypomina konkurs grantowy dla mieszkańców. Jeżeli szanowni Władcy chcą używać tego terminu, powinni zwiększyć ilość funduszy miejskich, przekazanych do dyspozycji obywatelkom i obywatelom i oddać pod ich decyzje wszystkie aspekty życia w mieście: ochronę zdrowia, politykę społeczną, transport publiczny itd. Tylko w momencie, kiedy Wrocławski Budżet Obywatelski będzie wynosił, 10, 20 czy 30% całego budżetu miasta, można mówić o rozpoczęciu tworzenia prawdziwego Społeczeństwa Obywatelskiego. W tej chwili mamy po prostu konkursy na realizację projektów infrastrukturalnych. Nie dajmy się nabrać na piękne hasła, trudne słówka i czcze obietnice. Żądajmy więcej przestrzeni dla siebie samych, żądajmy przejrzystości w finansach miejskich, zgłaszajmy swoje postulaty i krzyczmy o swoich potrzebach. Nikt lepiej od nas samych nie wie, czego potrzebujemy. Więc jako mieszkanki i mieszkańcy Wrocławia domagajmy się pełnej partycypacji w rozporządzaniu miejskimi funduszami! Być może wtedy okaże się, że priorytetami miasta nie jest ratowanie jakiegoś jednego klubu sportowego, tylko np. obniżenie cen biletów komunikacji miejskiej, co przełoży się na mniejszy ruch samochodowy i mniejszy smog.
 
2. „Rafał Górski, Bez Państwa. Demokracja uczestnicząca w działaniu, Korporacja Haart!”
Grażyna

2 Komentarze

  1. Wrocław to nie jest moje miast, a Polska to chyba nawet, nie jest mój kraj. Zgadzam się z Tobą Grażyna. Jeśli dane liczbowe się zgadzają, To jest to ewidentnie działanie propagandowe. Nawet nie pozorowane. Bo pozorowane, miało by na celu, zamknąć „gęby” takim ludziom jak Ty. Idźmy dalej. Powyższe oznacza, że Twoje miasto, nie ma najmniejszej ochoty, rozmawiać ze swoimi mieszkańcami. Ma ochotę rozmawiać z inwestorami, a WBO to tylko ładna strona w prospekcie reklamowym. Co więcej, projekt można zakończyć, bo zbyt małe zainteresowanie społeczne. Wtedy można powiedzieć z czystym sumieniem że, społeczeństwo nie było zainteresowane, bo bezgranicznie ufa władzy. Z kąd ja to kur.a znam? Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*