Aktywiści chcą odwołania Jarosława Brody z wydziału kultury

fot. Tomasz Pietrzyk
Miało być dowcipne popołudnie z nutką dyrektorskiej poezji, a wyszedł całkiem poważny protest przeciwko polityce kulturalnej władz Wrocławia. Aktywiści z całej Polski domagali się wczoraj odwołania Jarosława Brody – dyrektora miejskiego wydziału kultury.

„Poeci i dyrektorzy. Wiersze czytają ludzie, których liryczne dusze zamknięte są w osobach zdecydowanych zarządców poważnych instytucji” – wydarzenie o takim tytule odbyło się w poniedziałek w ratuszu w ramach trwającego we Wrocławiu Międzynarodowego Festiwalu Poezji Silesius 2016.

Lekturę dyrektorskich wierszy przerwała akcja zorganizowana przez grupę kilkunastu aktywistów i działaczy kulturalnych z całej Polski domagających się zwolnienia lub dymisji Jarosława Brody. Impulsem do tego była jego decyzja o odwołaniu Doroty Monkiewicz ze stanowiska dyrektora Muzeum Współczesnego Wrocław. Szefowa muzeum taki komunikat usłyszała od Brody na miesiąc przed wygaśnięciem umowy, bez podania konkretnych powodów. Środowiska artystyczne protestowały zarówno w obronie Monkiewicz, jak i przeciwko sposobowi, w jaki miasto chciało się z nią rozstać. W końcu udało się wypracować wstępny kompromis – Monkiewicz ma kierować muzeum do końca roku, a Wrocław dopiero ogłosi konkurs na nowego dyrektora. Takie wyjście nie zniwelowało jednak gniewu skierowanego przeciwko dyrektorowi z magistratu.

Na poniedziałkowe spotkanie aktywiści przynieśli ze sobą transparenty z hasłami „Wrocław bez Brody”, „Nie chcemy brodzić w kulturze” czy „Dusza poety dyrektorowi nie pomoże”. Rozrzucili też kartki z napisem „broda, jest, było”, nawiązującym do słynnej pracy Stanisława Dróżdża „było, jest będzie”, zdobiącej fasadę bunkra przy pl. Strzegomskim, gdzie znajduje się MWW.

To jedyny sposób, aby wyrazić swój głos – uzasadniali akcję. Wywiązała się słowna przepychanka. Protestujący krzyczeli: „łapy precz od MWW”, „rozpieprzacie MWW”, otworzyli też szampana, którym obryzgali zebranych.

Protestującym nie podoba się nie tylko odwołanie Monkiewicz, ale całokształt polityki kulturalnej miasta oraz sposób prowadzenia dialogu ze środowiskami twórczymi. – W urzędzie traktuje się nas jak petentów, a to my pracujemy na rzecz kultury w tym mieście – uważa Hubert Kostkiewcz, animator kultury, niegdyś związany z CRK, członek zespołu The Kurws. – We Wrocławiu brakuje przestrzeni do działania, co paradoksalnie koresponduje z obchodami ESK. Partycypacja to pusty frazes.

Z dezaprobatą spotkała się też sama idea spotkania poetyckiego z udziałem dyrektorów. – Kilka razy czytałem opis tego wydarzenia i nie mogłem uwierzyć w to kuriozum.

Protestujący zapowiedzieli podobne akcje przy innych wydarzeniach odbywających się w ramach ESK. – Nie mamy wyboru – komentowali. Obecny na wydarzeniu Krzysztof Maj, dyrektor generalny ESK, nie zabrał głosu.

Takie akcje mają większy sens niż jakiekolwiek umawianie się w gabinetach, rozmowy kuluarowe, gdzie coś się obiecuje, a potem nie dotrzymuje słowa – uważa Kostkiewicz.

Spotkanie poetyckie kontynuowano w oparach rozlanego szampana. Hamkało: – Formuła dyrektorskiej poezji była dowcipem. Nie dyskutuję z poczuciem braku humoru.

Gdyby nie obecność protestujących, frekwencja na spotkaniu byłaby znikoma. Prócz nich, przedstawicieli ESK i mediów przyszły raptem trzy osoby. Na pytanie, czy nie wolą posłuchać poezji, zamiast być świadkiem awantury, starsza pani odpowiedziała: – Przyszłam zobaczyć, co się dzieje we wrocławskiej kulturze. Bardzo mi się podoba, że ci młodzi ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Dobra robota.

Dorota Oczak-Stach / wyborcza.pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*