Wrocławianie umawiają się z rolnikami, by mieć żywność spoza marketów

Wrocławska kooperatywa spożywcza skupia już 1500 wrocławian, którzy bez pośredników kupują ekologiczną żywność od 20 gospodarstw, po umówionej wcześniej cenie.

Bezpośrednią inspiracją do jej powstania był webinar, czyli internetowe seminarium na temat Rolnictwa Wspieranego przez Społeczność (RWS), zorganizowany przez Fundację Cohabitat. RWS jako koncepcja opiera się na kilku zasadach partnerstwa w umowie między konsumentem a rolnikami. Cena produktu ustalana jest na podstawie szacowanych kosztów produkcji żywności i uwzględnia zarówno wkład pracy rolników, jak i finansowe możliwości konsumentów.

Cohabitat wskazuje jako ważne zasady:

– solidarność, bo ryzyko związane z uprawą żywności jest ponoszone przez obie strony;

– bliskość, ponieważ RWS pomaga świadomie wspierać lokalną gospodarkę;

– różnorodność, gdyż model ten wspiera gospodarstwa, które prowadzą zrównoważony model upraw;

– zaangażowanie, jako że członkowie RWS-u angażują się w działalność swojej grupy: organizują odbiory produktów, samodzielnie rozdzielają warzywa czy odwiedzają gospodarstwo rolne.

Gdzie kupować?

Sporo transakcji między producentami a odbiorcami odbywa się na bazarze ekologicznym „Krótka Droga”. Początkowo działał on w Falansterze na ul. św. Antoniego, by obecnie znaleźć siedzibę w „Brzuchu” na Białoskórniczej 26. To tam kooperatywa spotyka się z rolnikami. Pomysł Bazaru wziął się z prób powołania we Wrocławiu związków konsumencko-producenckich, na wzór francuskich AMAP-ów.

– Chcieliśmy go powołać z najbardziej prozaicznego powodu, aby mieć stały dostęp do produktów dobrej jakości. Siłą rzeczy najłatwiej było nam to zorganizować z rolnikami ekologicznymi. Idealistyczne marzenia podpowiadały nam, że jeśli stworzymy coś takiego na szerszą skalę, to zaczną pojawiać się podobne inicjatywy w mieście, co przyczyni się do spadku cen – wyjaśnia współtwórca bazaru Mariusz Sybila.

Na bazarze na dziesięciu stoiskach wystawia się około 20 producentów z Dolnego Śląska.

W swym asortymencie mają między innymi chleby orkiszowe, żytnie, z płaskurki, wszelkie warzywa, sałaty, w sezonie owoce (poza sezonem jabłka, gruszki), płody rolne od zwykłych, jak marchew, ziemniak i śliwka, po nie wszystkim znane – topinambur czy miechunka. Są sery kozie i krowie, jogurty, jajka, miody, oleje tłoczone na zimno (m.in. rzepak, len), pasty do pieczywa, kiszonki, garmażerka…

Kto sprzedaje?

Jednym z dostawców produktów jest Dorota Coldman z Paczki Izerskiej, kooperatywy kilku ekologicznych producentów.

W naszych gospodarstwach nie używamy chemicznych środków chwasto- i owadobójczych. Nasze warzywa sprzedajemy lokalnie, ale sery, kasze, chleby i oleje przywozimy również do Wrocławia – twierdzi Coldman. O Bazarze usłyszała od znajomych, o kooperatywie już na miejscu. Dziś na Białoskórniczej jest już stałym gościem. Tam też dokonuje transakcji z członkami kooperatywy.

Ludzie tutaj znają się po imieniu. Często przywożę na bazar już gotowe paczki dla konkretnych osób – zapewnia serowar Sylwester Wańczyk z Krzeszowa, który przyjeżdża do Wrocławia co dwa tygodnie. – Lubię kontakt z ludźmi i ich zaangażowanie. Pytają mnie o skład i sposób przygotowania, mają uwagi i życzenia co do smaków i mówią mi, jak im smakowało. To dla mnie ważne. Większość swoich produktów sprzedaję gdzie indziej, na bazar przyjeżdżam jednak, żeby poczuć ten kontakt, spotkać ludzi, porozmawiać, zobaczyć na żywo mojego klienta. Chcę słuchać ich uwag, jestem ich ciekawy. Ostatnio brałem udział w warsztatach, gdzie uczyłem robić sery. Wśród uczestników byli moi stali klienci. Ich interesuje, co jedzą, chcą wiedzieć, jak to jest zrobione, by umieć zrobić jak najwięcej w domu – podsumowuje serowar.

Kto kupuje?

Ten kontakt i jego jakość są również ważne dla twórcy wrocławskiej kooperatywy. Dla Macieja Maseraka bowiem liczy się nie tylko jakość towaru, ale również warunki zaoferowane producentowi.

Ważne było dla mnie również uświadamianie mieszkańcom, że jest takie miejsce, jest taka inicjatywa i jest sposób, by zaopatrywać się w zdrowe, ekologiczne warzywa i owoce, bezpośrednio od rolnika, płacąc mu godziwe wynagrodzenie, co jest coraz rzadsze przez dominujące w sprzedaży wielkie sieci, które negocjują głodowe stawki z rolnikami. Lepiej się człowiek czuje, wiedząc, że płaci godziwie i je zdrowiej – zauważa.

Tu wszystko można sprawdzić, o wszystko zapytać – dodaje Kuba, trzydziestolatek, który pracuje w NGOS-ach od projektu do projektu. Najczęściej zakupy robi pod domem w warzywniaku albo na zwykłym targu.

Ser musi smakować jak ser, jajko jak jajko. Tutaj mogę takie produkty kupić. Tradycyjnie, często ręcznie wykonane jedzenie, z warzyw i owoców z pól, o których wiem, że nie są pryskane. Ser, wędliny, dżemy, pikle, nieważne, co kupuję, tu widzę człowieka, patrzę mu w oczy i wiem, że to on wykonał gros pracy. To jakiś taki bardziej ludzki kontakt niż ten ze sprzedawcą w markecie. Tak wolę – kwituje Grzegorz na odchodnym.

Badaczka ruchów spółdzielczych Aleksandra Bilewicz wskazuje wśród twórców kooperatyw na dwie największe grupy: – Pierwsza to ludzie młodzi, w wieku 25-35 lat, z wyższym wykształceniem. Do większości kooperatyw należą aktywiści społeczni, inteligencja. Często prekariat. W takich kooperatywach osoby starsze czy rodziny z dziećmi to raczej wyjątki. Druga duża grupa to osoby zamożniejsze, raczej wielkomiejska klasa średnia motywowana przede wszystkim dostępem do zdrowej, wysokiej jakości żywności. Często są to rodziny z dziećmi.

Co dalej?

Współcześnie polska sieć kooperatyw spożywczych rozwija się od 2010 roku.

Trudno określić dokładną liczbę tych inicjatyw, gdyż są to organizacje bardzo efemeryczne: nieformalne, tworzące się spontanicznie, często szybko zawieszające działalność. Jednak według moich szacunków funkcjonuje ich obecnie około trzydziestu. Mają one od kilkunastu do kilkuset uczestników, średnio około pięćdziesięciu. Powstają głównie w największych miastach – twierdzi Aleksandra Bilewicz.

Część zmierza w kierunku formalizacji. Kooperanci zakładają sklepy spółdzielcze, otwarte także dla nieczłonków, i działają w formie stowarzyszeń. Tworzą fundacje i spółdzielnie socjalne prowadzące sklepy i restauracje.

Kooperatywa Park Slope Food Co-op w Nowym Jorku ma kilkanaście tysięcy członków, którzy rotacyjnie prowadzą sklep otwarty dla członków. Kopenhaska kooperatywa spożywcza ma osiem oddziałów w całym mieście, gdzie można kupić ekologiczne paczki żywnościowe. Skala tych przedsięwzięć jest raczej nieporównywalna do niewielkich polskich kooperatyw – komentuje Bilewicz.

Ich rozwój blokuje aktualnie państwo.

Nie udało się uruchomić całej sieci punktów dystrybucji, bo przeszkodą jest tutaj prawo w Polsce, dużo bardziej restrykcyjne w tej kwestii niż na zachodzie Europy, gdzie rolnik może sprzedawać przetwory, soki, dżemy, sery, wędliny. U nas mu tego nie wolno, a sprzedawać płody rolne może tylko osobiście, stąd idea utworzenia sieci punktów dystrybucji na każdym większym osiedlu, tymczasowo upadła, choć chęć była wszystkich zainteresowanych – sklepów, rolników, konsumentów oczywiście też. To ma ogromny wpływ na jakość jedzenia. Dla przykładu we Francji w tego typu ruchu zaopatruje się 300 tys. osób, a u nas parę tysięcy raptem. To efekt tego ograniczającego prawa, które tłumi rozwój rolnictwa ekologicznego w Polsce – podsumowuje Maserak.

Autor: Przemysław Witkowski
Źródło: Tygodnik Wrocław


 

Strona internetowa Wrocławskiej Kooperatywy Spożywczej
 Grupa na portalu facebook

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*